sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 11 Co TO jest?

 Huk się powtórzył. Podniosłam głowę znad jakiegoś dowodu urodzenia i zeskanowałam spojrzeniem otoczenie. Byłam prawie pewna, że dźwięk doszedł z innej strony niż znajdował się Jake. Podniosłam się z głuchym stęknięciem, a moje zaspane kończyny poprowadziły mnie w jeszcze bardziej zacienione i zakurzone miejsce. Światło docierało tu umownie, właściwie tylko wąskie promyczki wyglądały zza nielicznych jaśniejszych plam pomiędzy kurzem na szybie. Schyliłam się w poszukiwaniu mysz albo choćby śladów mysiej bytności. Położyłam się na brzuchu i wyciągnęłam rękę przed siebie, w najciemniejszy kąt. Ale zamiast na futerko moje palce natrafiły na coś szorstkiego i twardego. Przez chwilę rozważałam możliwość zawołania jego, ale się rozmyśliłam i postanowiłam po prostu zobaczyć, co to takiego. Chwyciłam obiema rękoma sześcian i zaczęłam ciągnąć do siebie. Jednak to coś było tak ciężkie, że z trudem wysapałam krótkie "o żesz ty go w jeżyny" i puściłam to coś. Otrzepałam czerwone piekące dłonie o szorty i zmarszczyłam brwi. Cholera, jak ja to wyciągnę... Nie pomyślałam o tym, żeby myśleć jakoś ciszej, co zaraz odbiło się echem w mojej głowie. Znalazłaś coś? Pomóc ci? Nie zdążyłam odpowiedzieć, zanim usłyszałam kilka kroków i upadający tyłek na tumany kurzu. Potok przekleństw był wręcz zadziwiający, godny dyplomu. Wzbogaciłam nieco mój słownik i przygryzłam wargę. Nie musiałam się pytać, czy wszystko w porządku, w miarę ze zmniejszaniem między nami odstępu słyszałam coraz wyraźniej miotane z wściekłością niewybredne wyrazy, chociaż bardzo pomysłowe.
 Minął tydzień odkąd pierwszy raz usłyszeliśmy dziwny huk nad naszymi głowami. Teraz już nie był wcale taki rzadki, zanim podniosłam się z łóżka pięć razy przeżyłam zawał. Jestem boska.
- Masz coś, czy zawracasz bez sensu gitarę?- jednak nie tyłek, a biodro.
- No tak, inaczej bym cię nie wołała. Nie mogę tego wyciągnąć- wskazałam mu ręką miejsce, gdzie znajdował się ów dziwny przedmiot.
- Dobra, rób miejsce, mała.
- Ja ci dam mała.
 Odwrócił głowę, ale zanim to zrobił, zauważyłam z trudem hamowany uśmiech. Tak, chociaż jestem ponurakiem, to lubię, kiedy on się uśmiecha. To podnosi na duchu.
 Usłyszałam głuche stęknięcie i skrzypienie podłogi, gdy zaczął przesuwać to coś po podłodze. W ustach poczułam metaliczny posmak, wypuściłam więc wargę z objęć moich zębów. Odgarnęłam włosy z twarzy, żeby mieć lepszy widok na jego poczynania. Chyba próbował tańczyć, bo przesuwał się, to w jedną, to w drugą stronę, powodując u mnie nagły atak chichotu.
- O co ci znowu...- wyglądał jak dżdżownica w piaskownicy, śmiech rozrywał moją przeponę.
 W tym momencie Jake wyciągnął na jasną plamę słońca to... coś. Zdawało się, że był to kufer, ale skoro był tak ciężki, to nie przychodziło mi nic do głowy, jak sejf.
- Dobrze kombinujesz- zawsze, gdy intensywnie nad czymś myślał, wystawiał koniuszek języka i drapał się po lewej skroni. Nie wiem, czy zauważał ten swój mały tik, ale dziewczyny w szkole na pewno. Bardzo często tematem w szatni od wf-u były właśnie jego nawyki. Okropnie denerwowały mnie te wzdychania i jęczenia, że fajnie by było gdzieś z nim wyjść. Ale jak przychodziło co do czego, to czmychały daleko, udając że nie istnieją.
- No ale po co ktoś by ozdabiał sejf drewnem, i to jeszcze tak pięknie rzeźbionym, dodatkowo inkrustowanym złotem i srebrem.
- Wiesz, tak bogaci ludzie, jak rodzina Hendelhaw raczej nie uważali tego za coś dziwnego. Stać ich było, to sobie robili, co chcieli. O, zobacz, są nawet rubiny- pochylił się, aby dotknąć szlachetnego kamienia, ale gdy tylko zbliżył opuszki palców do powierzchni, wciągnął gwałtownie powietrze i cofnął szybko dłoń.- Rany, jakie to zimne!
- Co ty mówisz!- położyłam całą dłoń na drewnie i wyczułam jedynie stonowane ciepło tej struktury.- Przecież to jest normalna temperatura, o co ci idzie?
 Popatrzył na mnie dziwnie, po czym tak samo jak ja położył całą rękę na powierzchni. Zawył z bólu i przyciągnął ją do siebie. Na jego twarzy malowała się złość i zdziwienie przemieszane z agonią. Trzymał się mocno za nadgarstek i patrzył z przestrachem na formujące się, coraz większe bąble.
- Ale przecież jeszcze przed chwilą dotykałeś tego pudła, wyciągnąłeś je tutaj!- wskazałam przerażona na dziwną rzecz i odsunęłam się od niej trochę. Moje oczy podwoiły, albo i potroiły swoje rozmiary, nie byłam w tym momencie świadoma.
- Wiem, nie jestem głupi!
- Może jednak!
- Zamknij się!

2 komentarze:

  1. Czyżby kufer był w jakiś sposób zaczarowany?
    Czekam kiedy pojawi się jakieś uczucie między tą dwójką.
    KOCHAM to opowiadanie!!!
    Weny i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow,teraz przychodzi mi do głowy myśl że może ona jest czarownicą z tego rodu,tylko o tym jeszcze nie wie? Kufer może nie jest zaczarowany,ale myślę że kamienie mają jakąś moc :) Czekam na kolejny rozdział, pisz szybko i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń